_

_

Bajka o Rybce, czyli mąż na urlopie



Czy na hasło "MAM URLOP KOCHANIE" również wpadacie w panikę??
Z doświadczenia już wiem, że urlop Twojego mężczyzny równa się stres. Przerobiłam go już w dwóch rolach, jako córka i żona.
Czy można bezboleśnie przejść przez wolne chwile i spędzić razem czas? Z pytania wynika pewien absurd. Pracując bez wytchnienia chcemy odpocząć, spędzić więcej czasu w rodzinnym gronie. Wydaje się, że będzie pięknie, leniuchowanie w łóżku do południa, wspólne gotowanie i spacery całą rodziną. Po dwóch tygodniach spędzonych  z ukochanym w domu każda stwierdzi, że bajek nie ma. Rzeczywistość jest okrutna. Rozumiem moją mamę, która na wczasy zabierałam pudełko tabletek uspokajających.
Mężczyzna na urlopie w domu jest jak ryba wyciągnięta z oceanu i wrzucona do małego akwarium z innymi mieszkańcami. W dodatku każdy z nich jest zupełnie inny i mówi  w swoim języku. Początkowo sądziła, że mieszkanie w wygodnym pomieszczeniu to wymarzona sytuacja. Jak tu jednak poradzić sobie z całą ferajną współlokatorów?! Biedaczysko próbuje nakłonić całe stado do zachowywania się jak  ryby z oceanu. W końcu ona jest z Wielkiego Błękitu, to wie najlepiej. Bardzo szybko przekonuje się, że mieszkające z nią Krewetka i dwa małe Kraby Pustelniki, jej nie rozumieją. Każde robi swoje. Rybka co raz bardziej popada w frustruje. W dodatku okazuje się, że nie jest tak prosto opuści cztery szklane ściany. Zaczyna podgryzać pozostałych mieszkańców, w sumie co można robić z nudów. Krewetce przeszkadza w codziennej rutynie dbania o kraby. Usiłuje pokazać, że jej sposób na działanie ekosystemu jest najlepszy. Zapomina jednak, że to nie ocean, gdzie można uciec przed wściekłymi szczypcami. Rybcia co raz częściej marzy o wolności. Przestrzeni, bez konieczności sprzątania piasku i organizowania zabaw dla gawiedzi. Krewetka stara się jak może umilić pobyt nowemu lokatorowi. Trudno zadowolić kogoś, jeśli mówi w innym języku  i przewraca działający system do góry nogami. W końcu nadchodzi wielki dzień, gdy nasz główny bohater wraca do wielkiej wody. Z prędkością torpedy opuszcza miejsce męki i przez najbliższy czas stara się brać nadgodziny.
Znacie podobną bajkę. Opisuje wspólne spędzanie czasu na urlopie z mężem i dwójką dzieci. Będąc małą dziewczynką wiedziałam, że jeśli tato ma wolne trzeba szykować się na dodatkowe awantury o tzw. "nic" oraz usilne próby wspólnego spędzania czasu. Jedyną osbą zadowoloną z tych momentów był pies, którego "Pancio" wyprowadzał co godzinę, żeby nie zwariować. Do szału doprowadzały "porządki" w kuchni, z cyklu "Ja nic w tym bajzlu nie mogę znaleźć". W jakiś magiczny sposób reszta rodziny mogła. Nie spodziewałam się jednak, że reguła "Rybki" będzie miała odbicie w moim mężu. Najwidoczniej, mężczyźni są do siebie bardzo podobni. Wyrwani z naturalnego środowiska tj. pracy wrzuceni w wir domowej codzienności. Po prostu sobie z nią nie radzą. Rozumiem, same się tak czujemy, gdy znajdziemy się w nieznanej sytuacji. Mamy swój system działania. Cały dzień jest z góry ustalony. Dzieci ciężko znoszą zmiany, a małe odchylenie wybija rodzinę z rytmu. Sądzę jednak, że mężczyźni z premedytacją nie chcą utrudniać nam życia. Oni po prostu nie funkcjonują w tym "akwarium". Nie zdają sobie sprawy jak trudne może być opanowanie całego stada. Praca jest ważną częścią ich życia i chwała im za to. Pędząc w wyścigu o nowe, lepsze stanowiska, zmagają się  z zupełnie innymi wyzwaniami. W pracy nie trzeba "odkurzać" zakatarzonego nosa szefowi, który w dodatku kopie i ucieka. Opróżnianie prezesowskiego nocnika również jest im obce. Jednak, gdy dowiadujemy się o ich wolnym, zaczynamy sobie wyobrażać pomocną dłoń. Podświadomie liczymy, że odciążą nas w domowych obowiązkach i może nawet uda się "wyskoczyć w samotności do fryzjera". Mężczyzna idąc na urlop, dosłownie rozumie jego znaczenie, tj. odpoczynek. Przykro mi drodzy panowie, urlop w domu z dziećmi i żoną nie istnieje. Zawsze jest coś do roboty. A to trzeba do urzędu sprawy pozałatwiać, na zakupy pojechać, dzieci do przedszkola zawieźć i odebrać. Obiad sam się nie zrobi i nie poda. Nie ma leżenia z gazetą na kanapie i szklanką whisky. Zdarza się, że mąż naprawdę chce nam pomóc. Jednak ma na to swój własny "magiczny" sposób. W naszych oczach działają kompletnie na opak. Przecież można sprawę załatwić w prostszy i szybszy sposób, w konsekwencji zaczynają grać nam na nerwach. Rozpoczyna się wzajemne dogryzanie. Każda ze stron jest już zmęczona. My, ciągłym tłumaczeniem jak co działa, oni "chaosem" panującym w domu. Staramy się przemilczać notoryczne zawracanie uwagi, po cichu pochlipujemy w poduszkę. Z radością każdy oczekuje ostatniego dnia. Po którym, zostaje żal i niedosyt.
Nie zawsze musi tak być, jeśli przestaniemy od siebie wymagać rzeczy niemożliwych, będzie lepiej. Oni nie mają zielonego pojęcia co trzeba robić po kolei z dziećmi rano, żeby zdążyć na 8 do przedszkola. Przygotujmy więc plan rozpisany na kartce przypięty do lodówki. Nie jakiś mały. Ogromny!!! Najlepiej na czerwonym tle z błyszczącymi wykrzyknikami. Na pewno go zauważą. Panowie nie wymagajcie od nas, abyśmy organizowały wam czas. Nie jesteście na wakacjach w pięciogwiazdkowym hotelu. To dom, który działa w określony sposób. Jeśli nie podoba wam się ta forma, zabierzcie całą ekipę na wakacje. W hotelu nie trzeba sprzątać, robić zakupów i organizować czasu wolnego. Ma się od tego ludzi. Sądzę, że każda z żon ucieszyłaby się na takie rozwiązanie.
Jak jednak przetrwać gdy nic nie działa?

1. Robić swoje
2. Być wyrozumiałym
3. Tabletki na uspokojenie
4. Zajęcie dla niego i ciebie
5. "Zwierze zamknięte w klatce szaleje" - wychodzić z domu
Powodzenia


Share /

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

← Newer Post
Nowszy post
Older Post →
Starszy post