*na zdjęciu mały Klusek z przed 2 lat (widać, że bracia :))
Przed urodzeniem Klopsa nie wyobrażałam sobie, że będę mogła kogoś kochać równie mocno co Kluska. Miałam obawy, że nie będę potrafiła obdarzyć drugiego synka miłością tak samo jak starszego. Myliłam się i to bardzo. Miłość nie podzieliła się, nie zniknęła... tylko PODWOIŁA!!!
Uczucia przybrały na sile i naturalnie objęły mojego drugiego maluszka. Każde z moich dzieci kocham równie mocno i jestem z tego dumna.
Wczorajszy wpis dotyczył moich odczuć po drugim porodzie. Wspominam go bardzo pozytywnie. Nie zawsze jednak tak bywa. Dla porównania przekopiowałam fragment mojego pierwszego poporodowego tekst z przed dwóch lat. Rodziłam wtedy w tym samym szpitalu przy udziale tego samego personelu.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam co mnie będzie czekać. Lekarz, który przyszedł sprawdzić jak mi idzie powiedział tylko "tak...to skurcz, widzę, że się Pani uśmiecha. Kiedy Pani przestanie to dopiero zacznie się właściwy poród". Miał rację w 100 %. Naprawdę nie spodziewałam się przez co będę musiała przejść.
...
Jak by tu ją opisać? Powie tak, nie chcę nikogo straszyć, ale sytuacja na porodówce nie należała do najprzyjemniejszych. Tak jak się spodziewałam...dużo krwi, nieopisanego bólu i histerii. Wpadłam w czarną rozpacz, jak przyszło co do czego. Spokój Pana X pozwolił mi zachować jako takie resztki zdrowego rozsądku. Moje obawy narastające przez 9 miesięcy eksplodowały na sali. W dodatku obok rodziła kobieta, która krzyczała tak głośno, że nawet zmarłego by obudziła. Sam jej szloch wywoływał zwiększenie bólu i panikę. Koszmar...mojego kochanego męża chciałam zamordować, a później sama wyskoczyć przez okno. Nie mogłam przeć, położna twierdziła, że główka jeszcze nie schodzi. Po siedmiu godzinach drogi przez mękę, błagań, płaczu i obelg nareszcie mogłam poprosić o lekarza. Podkreślmy, że była prawie 2 w nocy, bidak musiał się obudzić i przetuptać cały korytarz. Rozdrażniony i zaspany lekarz pojawił się niczym wściekły anioł zbawiciel. Zajarzyła się mała iskierka nadziei na znieczulenie. W tamtej chwili dużo bym dała za zwykły paracetamol. Mój wybawiciel był bardzo powolny i nie spieszył się z badaniem. Po upływie jakiegoś wieku pełnego tortur lekarz stwierdził brak postępów w porodzie i zarządził Cesarskie Cięcie. Jego słowa były jak muzyka dla moich uszu. Chwilę później leżałam na stole nie czując nic od pasa w dół. Nie obyło się bez komplikacji. Okazało się, że naturalny poród nie postępował z powodu zaklinowania Kluska. Próbował wyjść główką przez brzuch. Operatorzy musieli się bardzo postarać, aby go wyciągnąć. Za nic na świecie nie chciał opuścić bezpiecznego brzuszka. Po paru próbach wyrawania malucha trzymała go w ramionach. Okazał się największym noworodkiem na całym oddziale. W całym zamieszaniu biedny Pan X zasną na korytarzowym krześle. Biedak musiał strasznie się nudzić :).
...









Brak komentarzy
Prześlij komentarz