Jestem mamą dwóch niesamowitych chłopców.
Do niektórych zawodów człowiek przygotowuje się dzięki szkole. Można skorzystać z kursów doszkalających. Przekwalifikować się w życiu parę razy. Rzucić robotę jeśli nie spełnia oczekiwań. Nie ma uczelni, która posiadała by w swojej ofercie studia typu "zwód Rodzic". Nikt nie jest wstanie przygotować się do tej roli. Większość podręczników o wychowaniu dzieci można spokojnie złożyć do punku skupu makulatury. Przynajmniej odzyskamy część pieniędzy. Nie ma uniwersalnych sposobów na wychowanie małego człowieka. Każde dziecko to swoiste indywiduum, będące niezależnym stworzeniem. Nie da się wstawić w sztywne ramy. W dodatku złote rady cioci Krysi czy sąsiadki z klatki, jedynie irytują i pogłębiają uczucie bezradności.
Rola rodzica, a w szczególności siedzącego w domu jest niesamowicie ciężka. Nie masz chwili dla siebie. Posiadając dzieci dopiero człowiek docenia wyjście do pracy. Traktuje jako moment oddechu. Praca zyskuje rolę samotni. Gdy jednak spędzasz z maluchem 24 godziny, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku nie masz wolności.
Czy macierzyństwo cieszy? Na pewno, czasami na satysfakcję trzeba chwilę zaczekać. W moim przypadku czuję ją od niedawana.
Wydaje mi się, że do tej roli musiałam dorosnąć. Nie zrozum mnie źle. Bezwarunkowa miłość do dzieci była zawsze. Od momentu pojawienia się Starszaka i Młodszego nie wiem jak mogłam żyć bez nich.
Ale od kiedy czuję, że jest dobrze?
Od niedawna.
Musiałam nauczyć się cieszyć tymi małymi "rzeczami". Przestałam zauważać pomazane ściany, zamiast nich widzę dzieła sztuki, których wartość potrafię docenić tylko Ja. Nigdy więcej się nie powtórzą. Od niedawana pozwalam Starszakowi na wspólne leżakowanie w łóżku w weekend. Dziś jest to nasz mały rytuał, bez którego nie wyobrażam sobie soboty. Przestałam się irytować plasteliną w dywanie, a rozlana szklanka soku nie jest już katastrofą dla kafli w kuchni. Z euforią budzę się wcześniej i przygotowuję rower, aby zamiast tarabanić się nagrzanym samochodem, zafundować Starszakowi przejażdżkę "różową strzałą". Nie przeszkadza mi fakt, że 90 % trasy pokonuję piechotą i mogę nie zdążyć co pracy. Budzę się szybciej. Sen? Jaki sen? Już nie pamiętam co to znaczy być wyspanym. Od niedawna pogodziłam się z jego brakiem. Na wrzaski i wymuszenie od niedawana reaguję spokojem. Czy dzieci są grzeczniejsze? Nigdy w życiu! Im dalej z wiekiem tym trudniej. A może są spokojniejsze? W przypadku moich chłopców to niemożliwe. Są niczym wiatr, który wpada oknem i wylatuje drzwiami w kilka sekund. Kiedyś widziałam w nim tylko zniszczenia, które po sobie zostawiał. Dziś czuję świeże powietrze, dzięki któremu mogę oddychać.
Ciężko się przyznać do słabości. Rodzic odpowiada za nowe życie. Tym trudniej powiedzieć, że nie radzimy sobie z nową rzeczywistością. Przecież zaraz, ktoś oceni. Pomyśli "patologia". Nikt nie wie jak bywa ciężko. Tęsknota za "poprzednim życiem" jest dotkliwa. Baby Blues to nie wstyd. Czasami każdy ma ochotę trzasnąć drzwiami, wyjść i nigdy nie wrócić. Czy można to się zmieni? Moja metoda: wyobraź sobie, że twoje dziecko znika. Tam gdzie, jest jego pokój pojawia się gabinet. Zamiast naklejek na ścianach, masz białą farbę. Z szuflad znikają tycie butki, a o poranku nie budzi cię słodki uśmiech. Ja już nie umiem tak żyć.
Od niedawana czuję się szczęśliwa w macierzyństwie.
← Newer Post
Nowszy post Older Post →
Starszy post
Nowszy post Older Post →
Starszy post
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)







Brak komentarzy
Prześlij komentarz